Zapraszam też na mojego bloga 'W poszukiwaniu miłości prawdziwej
oraz http://modlitwaowyzwolenie.blogspot.co.uk/

27 grudnia 2013

10. Wiara imponująca

Od dawna przyglądam się świętemu Józefowi i co roku wprawia mnie w zadumę Jego wiara. Bo to niezwykle trudne: uwierzyć, że kobieta, którą się wybrało na towarzyszkę życia, zaszła w ciążę za sprawą Świętego Ducha. Przecież każdy zdrowo myślący człowiek wie, że to niemożliwe.
A tak w ogóle to duży kłopot i niezręczność. Co pomyślą inni, a pomijając innych, jak się odnaleźć w roli męża - niemęża, w roli ojca - nieojca?
I rozum nic tu nie wymyśli. Można jedynie zaufać Bogu, Jemu oddać stery, stając się Jego pomocnikiem.
Trzeba przełączyć się na inną częstotliwość. Na częstotliwość radiostacji: WIARA.
 Tak to Józef zaczął nie tylko 'odbierać' ale także 'nadawać' na tej częstotliwości. Stał się opiekunem swojej Żony Dziewicy i zrodzonego przez nią Dziecka. A Jego dziwna rodzina zyskała tytuł 'Świętej Rodziny', chociaż nawet własnego dziecka nie miał.
Ale miał coś najcenniejszego: miłość swojej żony Marii, miłość Jezusa i miłość Boga Ojca. Oznacza to, że Duch Święty był z Nim. I nie ma się co łudzić, że Jego życie było łatwe...
Było jednak i piękne i szczęśliwe - taka mała, nazaretańska szkoła wiary.

05 grudnia 2013

9. Tak dużo za tak mało

Trudno jest mówić o sprawach osobistych, a jeszcze trudniej, kiedy dotyczy to spraw bolesnych.
Zacznę tak: moja relacja z bratem chyba zawsze, poza czasem radosnego dzieciństwa, była w jakiś sposób nacechowana obustronnym napięciem. Po kilku latach (6? 8?) wymyśliłam, że powinniśmy zaproponować Panu Bogu koncepcję nieba z podziałem na 'sektory', żebyśmy mogli (ja i brat) przebywać w różnych sektorach, jak tam dotrzemy :)
 Jednak tak na poważnie doszłam do wniosku, że brak porozumienia z bliską rodziną jest nieznośny.
Ktoś mi poradził, żebym zaczęła w intencji uzdrowienia i odnowienia relacji braterskich odmawiać 'Koronkę do Miłosierdzia Bożego'. Jest to bardzo prosta, ale wcale nie łatwa modlitwa. Znam wiele pobożnych osób, którym ta modlitwa po prostu nie przechodzi przez gardło. Mnie również odmawianie  koronki kosztowało dużo wysiłku i wcale nie polepszało mi samopoczucia. Modliłam się jednak za naszą relacją przeszło trzy lata i... nic. Oczywiście 'nic' w oczekiwanych przeze mnie zmianach.
Pan Bóg żyje poza czasem, jednak dla mnie tak długi brak efektów to wieczność :) Moja wiara zaczęła dochodzić do granic swojej wytrzymałości.

I oto przyszedł poniedziałek ze wspomnieniem św. ojca Pio. Był czas krótkiej modlitwy szkolnej i osoba prowadząca modlitwę powiedziała, że dziś jest dzień, kiedy za wstawiennictwem tego niezwykłego świętego można prosić Boga o łaski we wszystkich trudnych sprawach. Pomyślałam wtedy: "Ojcze Pio, proszę Cię wyproś mi łaskę uzdrowienia mojej relacji z bratem."
Nawet mi samej trudno w to uwierzyć, że święty zabrał się za pomoc szybko i chętnie. I chociaż spotykałam brata tylko kilka razy w roku i to przeważnie przypadkowo w ten poniedziałek natknęłam się na niego już godzinę po wyjściu z pracy.
Nagle po wielu latach obustronnego milczenia w trzygodzinnej rozmowie na stojąco wypowiedział wszystkie swoje żale, a ja stałam jakby pod parasolem tego przedziwnego Ojca całkiem sucha i gotowa na każdą konfrontację. Pomimo tego, że brat nie widział szans na nasze porozumienie, zachęciłam go, żebyśmy się systematycznie spotykali, aż dojdziemy do jakiejś sensownej równowagi. Pomyślałam, że tylko rozmowa, sto, tysiąc rozmów, tyle ile potrzeba, może zmienić uprzedzenia, może prowadzić do wzajemnego przebaczenia, akceptacji siebie takimi jakimi jesteśmy jako brat i siostra.
Spotkaliśmy się już dwa razy na kawie i czekoladzie. Było super: dużo śmiechu, trochę wspólnych wspomnień, szczypta goryczy, trochę płaczu, odrobina refleksji, nieco rezygnacji z pewności siebie.
Najważniejsze jednak, że nie były to nasze ostatnie spotkania, a brat słysząc przez telefon mój 'wilczy głos' z powodu przeziębionego gardła poradził mi zrobienie miodu z cebulą ( brrr!!! ) - czyli trochę mu na mnie też zaczyna zależeć :)
I tak oto, nie wiadomo kiedy dołączył do nas niepostrzeżenie nowy brat Ojciec Pio i pomyśleć,
 że mój 'akt wiary' w sławetny poniedziałek był taki słabiutki... I tyle wystarczyło.