Od dawna przyglądam się świętemu Józefowi i co roku wprawia mnie w zadumę Jego wiara. Bo to niezwykle trudne: uwierzyć, że kobieta, którą się wybrało na towarzyszkę życia, zaszła w ciążę za sprawą Świętego Ducha. Przecież każdy zdrowo myślący człowiek wie, że to niemożliwe.
A tak w ogóle to duży kłopot i niezręczność. Co pomyślą inni, a pomijając innych, jak się odnaleźć w roli męża - niemęża, w roli ojca - nieojca?
I rozum nic tu nie wymyśli. Można jedynie zaufać Bogu, Jemu oddać stery, stając się Jego pomocnikiem.
Trzeba przełączyć się na inną częstotliwość. Na częstotliwość radiostacji: WIARA.
Tak to Józef zaczął nie tylko 'odbierać' ale także 'nadawać' na tej częstotliwości. Stał się opiekunem swojej Żony Dziewicy i zrodzonego przez nią Dziecka. A Jego dziwna rodzina zyskała tytuł 'Świętej Rodziny', chociaż nawet własnego dziecka nie miał.
Ale miał coś najcenniejszego: miłość swojej żony Marii, miłość Jezusa i miłość Boga Ojca. Oznacza to, że Duch Święty był z Nim. I nie ma się co łudzić, że Jego życie było łatwe...
Było jednak i piękne i szczęśliwe - taka mała, nazaretańska szkoła wiary.
proszę o wiarę,zawsze świeżą, bo nieskończoną. (J.Twardowski) - blog jest dedykowany mojemu byłemu uczniowi Kubie G.
Zapraszam też na mojego bloga 'W poszukiwaniu miłości prawdziwej
oraz http://modlitwaowyzwolenie.blogspot.co.uk/
27 grudnia 2013
05 grudnia 2013
9. Tak dużo za tak mało
Trudno jest mówić o sprawach osobistych, a jeszcze trudniej, kiedy dotyczy to spraw bolesnych.
Zacznę tak: moja relacja z bratem chyba zawsze, poza czasem radosnego dzieciństwa, była w jakiś sposób nacechowana obustronnym napięciem. Po kilku latach (6? 8?) wymyśliłam, że powinniśmy zaproponować Panu Bogu koncepcję nieba z podziałem na 'sektory', żebyśmy mogli (ja i brat) przebywać w różnych sektorach, jak tam dotrzemy :)
Jednak tak na poważnie doszłam do wniosku, że brak porozumienia z bliską rodziną jest nieznośny.
Ktoś mi poradził, żebym zaczęła w intencji uzdrowienia i odnowienia relacji braterskich odmawiać 'Koronkę do Miłosierdzia Bożego'. Jest to bardzo prosta, ale wcale nie łatwa modlitwa. Znam wiele pobożnych osób, którym ta modlitwa po prostu nie przechodzi przez gardło. Mnie również odmawianie koronki kosztowało dużo wysiłku i wcale nie polepszało mi samopoczucia. Modliłam się jednak za naszą relacją przeszło trzy lata i... nic. Oczywiście 'nic' w oczekiwanych przeze mnie zmianach.
Pan Bóg żyje poza czasem, jednak dla mnie tak długi brak efektów to wieczność :) Moja wiara zaczęła dochodzić do granic swojej wytrzymałości.
I oto przyszedł poniedziałek ze wspomnieniem św. ojca Pio. Był czas krótkiej modlitwy szkolnej i osoba prowadząca modlitwę powiedziała, że dziś jest dzień, kiedy za wstawiennictwem tego niezwykłego świętego można prosić Boga o łaski we wszystkich trudnych sprawach. Pomyślałam wtedy: "Ojcze Pio, proszę Cię wyproś mi łaskę uzdrowienia mojej relacji z bratem."
Nawet mi samej trudno w to uwierzyć, że święty zabrał się za pomoc szybko i chętnie. I chociaż spotykałam brata tylko kilka razy w roku i to przeważnie przypadkowo w ten poniedziałek natknęłam się na niego już godzinę po wyjściu z pracy.
Nagle po wielu latach obustronnego milczenia w trzygodzinnej rozmowie na stojąco wypowiedział wszystkie swoje żale, a ja stałam jakby pod parasolem tego przedziwnego Ojca całkiem sucha i gotowa na każdą konfrontację. Pomimo tego, że brat nie widział szans na nasze porozumienie, zachęciłam go, żebyśmy się systematycznie spotykali, aż dojdziemy do jakiejś sensownej równowagi. Pomyślałam, że tylko rozmowa, sto, tysiąc rozmów, tyle ile potrzeba, może zmienić uprzedzenia, może prowadzić do wzajemnego przebaczenia, akceptacji siebie takimi jakimi jesteśmy jako brat i siostra.
Spotkaliśmy się już dwa razy na kawie i czekoladzie. Było super: dużo śmiechu, trochę wspólnych wspomnień, szczypta goryczy, trochę płaczu, odrobina refleksji, nieco rezygnacji z pewności siebie.
Najważniejsze jednak, że nie były to nasze ostatnie spotkania, a brat słysząc przez telefon mój 'wilczy głos' z powodu przeziębionego gardła poradził mi zrobienie miodu z cebulą ( brrr!!! ) - czyli trochę mu na mnie też zaczyna zależeć :)
I tak oto, nie wiadomo kiedy dołączył do nas niepostrzeżenie nowy brat Ojciec Pio i pomyśleć,
że mój 'akt wiary' w sławetny poniedziałek był taki słabiutki... I tyle wystarczyło.
Zacznę tak: moja relacja z bratem chyba zawsze, poza czasem radosnego dzieciństwa, była w jakiś sposób nacechowana obustronnym napięciem. Po kilku latach (6? 8?) wymyśliłam, że powinniśmy zaproponować Panu Bogu koncepcję nieba z podziałem na 'sektory', żebyśmy mogli (ja i brat) przebywać w różnych sektorach, jak tam dotrzemy :)
Jednak tak na poważnie doszłam do wniosku, że brak porozumienia z bliską rodziną jest nieznośny.
Ktoś mi poradził, żebym zaczęła w intencji uzdrowienia i odnowienia relacji braterskich odmawiać 'Koronkę do Miłosierdzia Bożego'. Jest to bardzo prosta, ale wcale nie łatwa modlitwa. Znam wiele pobożnych osób, którym ta modlitwa po prostu nie przechodzi przez gardło. Mnie również odmawianie koronki kosztowało dużo wysiłku i wcale nie polepszało mi samopoczucia. Modliłam się jednak za naszą relacją przeszło trzy lata i... nic. Oczywiście 'nic' w oczekiwanych przeze mnie zmianach.
Pan Bóg żyje poza czasem, jednak dla mnie tak długi brak efektów to wieczność :) Moja wiara zaczęła dochodzić do granic swojej wytrzymałości.
I oto przyszedł poniedziałek ze wspomnieniem św. ojca Pio. Był czas krótkiej modlitwy szkolnej i osoba prowadząca modlitwę powiedziała, że dziś jest dzień, kiedy za wstawiennictwem tego niezwykłego świętego można prosić Boga o łaski we wszystkich trudnych sprawach. Pomyślałam wtedy: "Ojcze Pio, proszę Cię wyproś mi łaskę uzdrowienia mojej relacji z bratem."
Nawet mi samej trudno w to uwierzyć, że święty zabrał się za pomoc szybko i chętnie. I chociaż spotykałam brata tylko kilka razy w roku i to przeważnie przypadkowo w ten poniedziałek natknęłam się na niego już godzinę po wyjściu z pracy.
Nagle po wielu latach obustronnego milczenia w trzygodzinnej rozmowie na stojąco wypowiedział wszystkie swoje żale, a ja stałam jakby pod parasolem tego przedziwnego Ojca całkiem sucha i gotowa na każdą konfrontację. Pomimo tego, że brat nie widział szans na nasze porozumienie, zachęciłam go, żebyśmy się systematycznie spotykali, aż dojdziemy do jakiejś sensownej równowagi. Pomyślałam, że tylko rozmowa, sto, tysiąc rozmów, tyle ile potrzeba, może zmienić uprzedzenia, może prowadzić do wzajemnego przebaczenia, akceptacji siebie takimi jakimi jesteśmy jako brat i siostra.
Spotkaliśmy się już dwa razy na kawie i czekoladzie. Było super: dużo śmiechu, trochę wspólnych wspomnień, szczypta goryczy, trochę płaczu, odrobina refleksji, nieco rezygnacji z pewności siebie.
Najważniejsze jednak, że nie były to nasze ostatnie spotkania, a brat słysząc przez telefon mój 'wilczy głos' z powodu przeziębionego gardła poradził mi zrobienie miodu z cebulą ( brrr!!! ) - czyli trochę mu na mnie też zaczyna zależeć :)
I tak oto, nie wiadomo kiedy dołączył do nas niepostrzeżenie nowy brat Ojciec Pio i pomyśleć,
że mój 'akt wiary' w sławetny poniedziałek był taki słabiutki... I tyle wystarczyło.
28 listopada 2013
8. Nauka fruwania
Ważny jest chleb, ubranie, mieszkanie, jego wyposażenie, ale nie stanowią one o byciu szczęśliwym. Jeśli mamy ich dużo, mówimy, że żyjemy w dostatku, jeśli doświadczamy ich braku czujemy się zaniepokojeni.
Ważna jest jeszcze miłość, jeżeli jej doświadczamy, nikt i nic nie może nam odebrać naszej radości.
Jeżeli nam jej brakuje czujemy się nieszczęśliwi.
Warto mieć jednak nadzieję, że Bóg, który jest miłością, ześle nam któregoś dnia prawdziwą, ludzką miłość. Warto o taką miłość Boga prosić.
Dobrze jest wierzyć w miłość Boga. A wierząc, unosimy się nad ziemią: nad chlebem, nad ubraniem, nad mieszkaniem, wraz z całym jego wyposażeniem, nawet nad naszymi planami i marzeniami - bardzo, bardzo wysoko...
Wtedy, z takiej perspektywy, widzimy co jest dla nas najważniejsze.
Bo wiara, nie tylko czyni cuda dla nas, ale i w nas.
Bo wiara, nie tylko czyni cuda dla nas, ale i w nas.
13 października 2013
7. Światło
Jest wiele możliwości zamieszkania w różnych rejonach Ziemi, chociaż większość ludzi spędza życie w kraju, w którym się urodzili. Niektórzy jednak dokonują radykalnej zmiany i przenoszą się w zupełnie inny rejon świata. Może gdzie indziej jest cieplej i życie jest lepsze :)
Podobnie jest z religią. Większość ludzi wyznaje religię przekazaną przez przodków. Chociaż zdarza się, że ktoś odnajduje swoje miejsce w zupełnie innym wyznaniu.
Ja osobiście jestem przekonana, że Bóg jest jeden, a różne religie ujawniają prawdę o Nim na różne sposoby i w różnym stopniu.
Faktem jest, że jedyną religią założoną osobiście przez samego Boga jest Chrześcijaństwo (wyznawane przez 33% ludzi świata). W tym połowa to Kościół Katolicki, mogący wykazać się tzw. sukcesją apostolską - czyli historyczną i duchową więzią Kościoła (w tym Pasterzy) z Chrystusem. Druga połowa to Kościół Protestancki oraz Prawosławny.
Następną wielką religią, pod względem liczby wyznawców (20%), jest Islam, który tak jak Chrześcijaństwo wywodzi się z Judaizmu (Abraham). Obie religie są monoteistyczne, czyli wierzą w jednego Boga.
Kolejną religią jest Hinduizm (13%), z licznymi odmianami, uznający wielu bogów.
Około 6% populacji to Buddyści, należałoby przypomnieć, że Buddyzm jest systemem filozoficznym, a nie religią.
Jest spory procent (12%) ludzi obojętnych religijnie (w tym poszukujący) i tylko 2% ateistów, czyli ludzi, którzy nie wierzą w istnienie Boga.
Pozostały procent, to ludzie różnych mniejszych wyznań, w tym plemiennych, czy nowo utworzonych.
Dobrze jest co jakiś czas zadać sobie pytanie:
dlaczego Bóg dał mi tych, a nie innych rodziców, dlaczego osadził mnie w tym, a nie innym miejscu i środowisku? Dlaczego zostałem powołany jako Chrześcijanin? Dlaczego dane mi jest chodzenie w pełnym świetle, a nie w półmroku czy ciemności?
Najlepsze światło, z wszystkich, które znam - to światło SŁOŃCA :)
Podobnie jest z religią. Większość ludzi wyznaje religię przekazaną przez przodków. Chociaż zdarza się, że ktoś odnajduje swoje miejsce w zupełnie innym wyznaniu.
Ja osobiście jestem przekonana, że Bóg jest jeden, a różne religie ujawniają prawdę o Nim na różne sposoby i w różnym stopniu.
Faktem jest, że jedyną religią założoną osobiście przez samego Boga jest Chrześcijaństwo (wyznawane przez 33% ludzi świata). W tym połowa to Kościół Katolicki, mogący wykazać się tzw. sukcesją apostolską - czyli historyczną i duchową więzią Kościoła (w tym Pasterzy) z Chrystusem. Druga połowa to Kościół Protestancki oraz Prawosławny.
Następną wielką religią, pod względem liczby wyznawców (20%), jest Islam, który tak jak Chrześcijaństwo wywodzi się z Judaizmu (Abraham). Obie religie są monoteistyczne, czyli wierzą w jednego Boga.
Kolejną religią jest Hinduizm (13%), z licznymi odmianami, uznający wielu bogów.
Około 6% populacji to Buddyści, należałoby przypomnieć, że Buddyzm jest systemem filozoficznym, a nie religią.
Jest spory procent (12%) ludzi obojętnych religijnie (w tym poszukujący) i tylko 2% ateistów, czyli ludzi, którzy nie wierzą w istnienie Boga.
Pozostały procent, to ludzie różnych mniejszych wyznań, w tym plemiennych, czy nowo utworzonych.
Dobrze jest co jakiś czas zadać sobie pytanie:
dlaczego Bóg dał mi tych, a nie innych rodziców, dlaczego osadził mnie w tym, a nie innym miejscu i środowisku? Dlaczego zostałem powołany jako Chrześcijanin? Dlaczego dane mi jest chodzenie w pełnym świetle, a nie w półmroku czy ciemności?
Najlepsze światło, z wszystkich, które znam - to światło SŁOŃCA :)
02 października 2013
6. Anioł Stróż
Dziś święto Aniołów Stróżów.
Opowiem więc o moim największym doświadczeniu ich fizycznej opieki.
Kilka lat temu, kiedy nasz dom letni był systematycznie nawiedzany przez złodziei wpadłam na pomysł, żeby założyć Związek Anielski, aby strzegł własności naszej rodziny. Do Związku zostało zaproszonych 5 aniołów: mojego męża, trójki naszych dzieci i mój.
I rzeczywiście nastąpiło osiem lat 'świętego spokoju'. Co roku dziękowałam aniołom za opiekę.
Aż nagle zeszłej zimy ktoś trzykrotnie, tydzień po tygodniu, próbował włamać się do domu niszcząc futrynę i zamek. Dwa razy były nieskuteczne. Jednak za trzecim razem mąż zastał otwarte, uchylone drzwi wejściowe.
Ale jakże wielkie było jego zdziwienie, gdy stwierdził, że nic w domu nie zostało ruszone.
Dla niedowiarków dodam, że na wierzchu stał nowy czajnik elektryczny, sokowirówka, nie mówiąc o całej masie rozmaitości, które są wyposażeniem większości domów.
Dla jeszcze większych niedowiarków dodam, że w łatwo dostępnych miejscach stały butelki z winem i piwa puszkowe, a i kawa i herbata też były.
Najwyraźniej Związek Anielski nie okazał się gościnny :)
Dziękuję Bogu za Aniołów Stróżów i proszę, aby strzegli mojej duszy przed złem i duszy każdego człowieka.
Opowiem więc o moim największym doświadczeniu ich fizycznej opieki.
Kilka lat temu, kiedy nasz dom letni był systematycznie nawiedzany przez złodziei wpadłam na pomysł, żeby założyć Związek Anielski, aby strzegł własności naszej rodziny. Do Związku zostało zaproszonych 5 aniołów: mojego męża, trójki naszych dzieci i mój.
I rzeczywiście nastąpiło osiem lat 'świętego spokoju'. Co roku dziękowałam aniołom za opiekę.
Aż nagle zeszłej zimy ktoś trzykrotnie, tydzień po tygodniu, próbował włamać się do domu niszcząc futrynę i zamek. Dwa razy były nieskuteczne. Jednak za trzecim razem mąż zastał otwarte, uchylone drzwi wejściowe.
Ale jakże wielkie było jego zdziwienie, gdy stwierdził, że nic w domu nie zostało ruszone.
Dla niedowiarków dodam, że na wierzchu stał nowy czajnik elektryczny, sokowirówka, nie mówiąc o całej masie rozmaitości, które są wyposażeniem większości domów.
Dla jeszcze większych niedowiarków dodam, że w łatwo dostępnych miejscach stały butelki z winem i piwa puszkowe, a i kawa i herbata też były.
Najwyraźniej Związek Anielski nie okazał się gościnny :)
Dziękuję Bogu za Aniołów Stróżów i proszę, aby strzegli mojej duszy przed złem i duszy każdego człowieka.
02 września 2013
5. Jak dziecko
Wierzę, że Bóg stworzył cały świat, a nawet cały wszechświat tylko dla mnie. Spotykam Go w każdym człowieku. Najbardziej lubię spotykać Boga w tych, których kocham: w moich bliskich, w przyjaciołach, w każdej ludzkiej życzliwości.
Jednak co jakiś czas trafiam na ludzi, których trudno mi nazwać przyjaciółmi. Chcąc mnie ochronić przed nienawiścią, Bóg mówi do mnie: 'Miłuj swoich nieprzyjaciół.' Gdyby mi o tym nie powiedział, nie wiem czy sama z siebie usiłowałabym robić taki wysiłek, bo to często ponad moje ludzkie siły. Ten wysiłek sprawia, że coraz bardziej staję się dzieckiem Boga. To ważne, bo tylko będąc dzieckiem można pójść za tą 'absurdalną' nauką. Tego zrozumieć się nie da. Dobrze, że Bóg wymyślił wiarę.
Dobrze też, że ustanowił taką zasadę, że Silny pomaga słabemu.
Jednak co jakiś czas trafiam na ludzi, których trudno mi nazwać przyjaciółmi. Chcąc mnie ochronić przed nienawiścią, Bóg mówi do mnie: 'Miłuj swoich nieprzyjaciół.' Gdyby mi o tym nie powiedział, nie wiem czy sama z siebie usiłowałabym robić taki wysiłek, bo to często ponad moje ludzkie siły. Ten wysiłek sprawia, że coraz bardziej staję się dzieckiem Boga. To ważne, bo tylko będąc dzieckiem można pójść za tą 'absurdalną' nauką. Tego zrozumieć się nie da. Dobrze, że Bóg wymyślił wiarę.
Dobrze też, że ustanowił taką zasadę, że Silny pomaga słabemu.
01 lipca 2013
4. Tajemnica
Kiedy wkraczamy na grunt ducha to wcześniej czy później spotkamy się z pojęciem
'tajemnica'.
Bóg, Trójca święta, Kościół, sens cierpienia, a nawet sam człowiek - to wszystko tajemnica. Co to znaczy, że coś lub ktoś jest tajemnicą? Oznacza to, że przerasta moje możliwości poznania. A moje możliwości poznania to w uproszczeniu zważenie, zmierzenie, przeliczenie, porównanie, wydedukowanie i parę innych skądinąd cennych narzędzi.
Ale jest wokół nas inny świat, świat duchowy, którego mieszkańcami są nie tylko istoty wyższe, ale również wartości moralne takie jak dobro czy prawda oraz wartości estetyczne takie jak piękno czy harmonia. Okazuje się, że możemy się w nie zagłębić umysłem tylko częściowo, a to co w nich najważniejsze wymyka się naszemu poznaniu. Ci, którzy chcieliby jednak czegoś więcej się dowiedzieć muszą wykonć, jak to mówi święty filozof Edyta Stein, 'skok nad przepaścią' czyli wejść na drogę wiary.
Człowiek to cztery wymiary: ciało, umysł, serce i duch.
Chcesz rozwijać ciało - dobrze i mądrze się odżywiaj, uprawiaj sport (słabe ciało osłabia ducha). Umysł - jak najwięcej czytaj, poznawaj, eksperymentuj, ucz się (zaniedbany umysł to jak słabe kierownictwo ogromnej firmy, którą jesteś). Serce - poznawaj i wychowuj uczucia (pozostawione sobie serce, może być niebezpiecznym doradcą dla umysłu). Duch - zwracaj się jak najczęściej do Boga, który widzi i wie czego ty nie widzisz i nie wiesz. Stawaj przed nim w pokorze - bo Bóg sam, w Jezusie, objawił się ludziom jako pokorny, dlaczego miałbyś chcieć być inny niż Najwyższy?
A jeśli zaniedbasz swojego ducha, to wszystkie inne wysiłki są na nic. Jezus to wyraźnie mówi w ewangelii św.Jana: 'Duch daje życie, ciało na nic się nie przyda.'
Bo czymże są ciało, umysł, serce, które nie mają w sobie życia?
'tajemnica'.
Bóg, Trójca święta, Kościół, sens cierpienia, a nawet sam człowiek - to wszystko tajemnica. Co to znaczy, że coś lub ktoś jest tajemnicą? Oznacza to, że przerasta moje możliwości poznania. A moje możliwości poznania to w uproszczeniu zważenie, zmierzenie, przeliczenie, porównanie, wydedukowanie i parę innych skądinąd cennych narzędzi.
Ale jest wokół nas inny świat, świat duchowy, którego mieszkańcami są nie tylko istoty wyższe, ale również wartości moralne takie jak dobro czy prawda oraz wartości estetyczne takie jak piękno czy harmonia. Okazuje się, że możemy się w nie zagłębić umysłem tylko częściowo, a to co w nich najważniejsze wymyka się naszemu poznaniu. Ci, którzy chcieliby jednak czegoś więcej się dowiedzieć muszą wykonć, jak to mówi święty filozof Edyta Stein, 'skok nad przepaścią' czyli wejść na drogę wiary.
Człowiek to cztery wymiary: ciało, umysł, serce i duch.
Chcesz rozwijać ciało - dobrze i mądrze się odżywiaj, uprawiaj sport (słabe ciało osłabia ducha). Umysł - jak najwięcej czytaj, poznawaj, eksperymentuj, ucz się (zaniedbany umysł to jak słabe kierownictwo ogromnej firmy, którą jesteś). Serce - poznawaj i wychowuj uczucia (pozostawione sobie serce, może być niebezpiecznym doradcą dla umysłu). Duch - zwracaj się jak najczęściej do Boga, który widzi i wie czego ty nie widzisz i nie wiesz. Stawaj przed nim w pokorze - bo Bóg sam, w Jezusie, objawił się ludziom jako pokorny, dlaczego miałbyś chcieć być inny niż Najwyższy?
A jeśli zaniedbasz swojego ducha, to wszystkie inne wysiłki są na nic. Jezus to wyraźnie mówi w ewangelii św.Jana: 'Duch daje życie, ciało na nic się nie przyda.'
Bo czymże są ciało, umysł, serce, które nie mają w sobie życia?
20 czerwca 2013
2. Samo się jakoś zrobi...
Pewne rodzaje myślenia, czy podejścia, zwane 'stereotypami' są mocno zakorzenione w naszych świadomościach. Ich słabą stroną jest to, że najczęściej mijają się z prawdą, a mimo tego nie są przez nas weryfikowane (czyli sprawdzane i poprawiane). Jednym z takich przekonań jest 'Jakoś to będzie', w domyśle samo się jakoś zrobi czy rozwiąże. Wobec takiego nastawienia nie musimy wykształcić się pedagogicznie, czy psychologicznie, żeby wychowywać dzieci, czy też nie musimy wyedukować się religijnie, żeby być członkami Kościoła. Dlaczego? Bo 'jakoś tam będzie'.
Moje doświadczenie życiowe pokazuje mi wyraźnie, że jakoś znaczy 'byle jak' albo 'źle'. Tylko konstruktywne, czyli zaplanowane i rozumne działanie prowadzi do pożądanych efektów.
Jeżeli na działce budowlanej zrzucę stertę cegieł i kilka worków cementu mówiąc, że jakoś się tam dom wybuduje, to za rok mogę się spodziewać rozkruszonych, porozrzucanych, a może nawet porozkradanych cegieł i stwardniałego od wilgoci cementu.
Tak samo jest z każdym naszym przedsięwzięciem. Żeby zbudować dom poza cegłami i cementem niezbędne są :
1.decyzja, że chcę zbudować dom
2. jasny plan (i w przypadku domu środki finansowe)
3. umiejętności budowlane (własne lub pomoc fachowców)
Żeby wkroczyć na drogę wiary, czyli postawienia całego swojego życia na relacji z Bogiem, też najważniejsza jest decyzja. W tym przypadku na szczęście ani jasny plan ani umiejętności nic nie dadzą :) Wszystkim zajmie się sam Pan Bóg, bo to właśnie przede wszystkim Jemu zależy na relacji z nami. Wiara, więc jest łaską, czyli darem.
I jeszcze na zakończenie mała wskazówka św. Pawła: wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś co się słyszy, jest słowo Chrystusa. Rz 10,17.
Moje doświadczenie życiowe pokazuje mi wyraźnie, że jakoś znaczy 'byle jak' albo 'źle'. Tylko konstruktywne, czyli zaplanowane i rozumne działanie prowadzi do pożądanych efektów.
Jeżeli na działce budowlanej zrzucę stertę cegieł i kilka worków cementu mówiąc, że jakoś się tam dom wybuduje, to za rok mogę się spodziewać rozkruszonych, porozrzucanych, a może nawet porozkradanych cegieł i stwardniałego od wilgoci cementu.
Tak samo jest z każdym naszym przedsięwzięciem. Żeby zbudować dom poza cegłami i cementem niezbędne są :
1.decyzja, że chcę zbudować dom
2. jasny plan (i w przypadku domu środki finansowe)
3. umiejętności budowlane (własne lub pomoc fachowców)
Żeby wkroczyć na drogę wiary, czyli postawienia całego swojego życia na relacji z Bogiem, też najważniejsza jest decyzja. W tym przypadku na szczęście ani jasny plan ani umiejętności nic nie dadzą :) Wszystkim zajmie się sam Pan Bóg, bo to właśnie przede wszystkim Jemu zależy na relacji z nami. Wiara, więc jest łaską, czyli darem.
I jeszcze na zakończenie mała wskazówka św. Pawła: wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś co się słyszy, jest słowo Chrystusa. Rz 10,17.
06 czerwca 2013
2. Religijność czy wiara?
Religijność to najkrócej mówiąc postawa ' bądź wola moja'. Jest ona często postawą sprytnego małego człowieczka, który widzi, że niewiele może, więc próbuje zjednać sobie tą 'siłę wyższą', którą nazywa Bogiem. Ja złożę Bogu ofiarę (pieniądze, posty, umartwienia, modlitwy), a w zamian za to, On będzie po mojej stronie i będzie moją 'Złotą Rybką' spełniającą moje życzenia.
Wiara jest czymś zupełnie innym. Wypływa ona z pewności, że Bóg mnie kocha miłością bezwarunkową, czyli akceptuje mnie takiego, jakim jestem. Wiem, że Bóg szuka relacji ze mną i że jest to jedyna Osoba, której nie muszę się obawiać i która zawsze jest po mojej stronie. Dlatego mówię 'bądź wola Twoja'. Na płaszczyźnie wiary odkrywam Boga jako swojego najlepszego Przyjaciela, dlatego chcę zrobić wszystko, aby codziennie zmniejszać moje drobne oszustwa, zdrady, wykręty, zawiłe kombinacje i stanąć przed nim w prostocie i szczerości. Ciągle widzę, że to jeszcze nie to, więc proszę swojego Wielkiego Przyjaciela o pomoc :)
Wiara jest czymś zupełnie innym. Wypływa ona z pewności, że Bóg mnie kocha miłością bezwarunkową, czyli akceptuje mnie takiego, jakim jestem. Wiem, że Bóg szuka relacji ze mną i że jest to jedyna Osoba, której nie muszę się obawiać i która zawsze jest po mojej stronie. Dlatego mówię 'bądź wola Twoja'. Na płaszczyźnie wiary odkrywam Boga jako swojego najlepszego Przyjaciela, dlatego chcę zrobić wszystko, aby codziennie zmniejszać moje drobne oszustwa, zdrady, wykręty, zawiłe kombinacje i stanąć przed nim w prostocie i szczerości. Ciągle widzę, że to jeszcze nie to, więc proszę swojego Wielkiego Przyjaciela o pomoc :)
05 czerwca 2013
1. Zamiast wstępu
Szukałem Boga...
i nagle
przyszedł nieoczekiwany
jak żurawiny po pierwszym mrozie
z sercem pomiędzy jedną ręką a drugą
i powiedział: dlaczego mnie szukasz,
na mnie trzeba czasem poczekać.
Jan Twardowski
Subskrybuj:
Posty (Atom)